Niedawno skończyłam czytać „ostatnie dziecko lasu” – fajną książkę, przypominającą jak ważny dla rozwoju człowieka jest kontakt z przyrodą. Niby to wiemy, niby jest oczywiste, ale jednak momentami zdumiewa… i niby ta przyroda nas otacza na co dzień, ale czasem trudno mi znaleźć jakiś punkt zaczepienia, żeby „zaczepić” DemOlki uwagę tak, żeby dalej sama odkrywała.
No, ale zdarza się też tak, że przyroda sama o sobie przypomina i żebyśmy nie wiem co robiły, to i tak nie uda nam się jej przegapić. Tak było ostatnio.
Przyszło nagle. Wzięło się z niczego. Grad tak walił w dach, że przestraszone dzieci uciekły piętro niżej. Deszcz tak uderzał w szyby, że nie było kompletnie nic widać. Wiatr dostał się między warstwy dachu i wydawało się, że zaraz będziemy mieć nad głowami gołe niebo. Zrobił się potworny hałas, krzyczeliśmy do siebie z Kotem, latając po domu i sprawdzając, czy wszystkie okna są uszczelnione, czy pranie schowane, czy drzwi zamknięte. To trwało 7-10 minut. Nie dłużej.
Kiedy nieco ucichło, wyszliśmy oszacować straty. Na szczęście u nas tylko plastikowy daszek został dziurawy jak sito. Sąsiadom zalało piwnicę, niedaleko zatkał się odpływ i podtopił całą ulicę, połamały się drzewa, dwa konary spadły na auta. Ucierpiały płoty, domy, rośliny… przez cała noc był słychać karetki i straże pożarne, jeżdżące na sygnale i silniki pił mechanicznych.
Rano poszłyśmy z DemOlką na długi spacer. Szłyśmy pomiędzy drzewami powyrywanymi z korzeniami, oglądałyśmy zmiażdżone auto; widziałyśmy osuszane piwnice i garaże; mijałyśmy tłumy ludzi zamiatających chodniki i ogrody, usuwające połamane konary; widziałyśmy zniszczone rośliny na balkonach i w ogrodach. Wyglądało to okropnie i mocno dawało do myślenia jak mała chwila wystarczyła, żeby tyle drzew się połamało, tyle domostw ucierpiało.
Dorośli przechodnie przystawali przed przygniecionym autem. Jeszcze dzień wcześniej stało sobie piękne, błyszczące, gotowe do podróży. Teraz było kupą metalowego złomu.
A w tym wszystkim największe wrażenie zrobiły na DemOlce… kasztany zrzucone z drzew przemocą, wcale „niegotowe”, białe, w szczelnie zamkniętych łupinkach. Otwierałyśmy je na siłę scyzorykiem, żeby zobaczyć jakie skarby kryją się w środku. Ot, przypadkowa lekcja przyrody…
One Reply to “siła przyrody”