gra: Sałatka z karaluchami
wydawnictwo: G3
wiek graczy: 6-99 lat (nasza domowa 5-latka gra bez problemu)
liczba graczy: 2-6 (w dwie osoby jest najmniej ciekawie)
czas rozgrywki: ok. 10-20 min. (zgadza się)
Niektóre gry kupujemy z powodu świetnych recenzji, niektóre polecają nam znajomi, a niektóre trafiają do nas trochę przypadkiem. Raz na 100 lat zdarza się, że kupuję grę z powodu pudełka, które przyciągnęło moją uwagę. I tak właśnie było z “sałatką z karaluchami”.
W pudełku znajduje się:
- 112 kart warzyw (pomidor, papryka, sałata, kalafior)
- 16 kart warzyw tabu (po dwie karty każdego warzywa z dodatkiem karalucha)
- instrukcja


Przygotowanie gry to potasowanie kart i rozdanie tak, żeby każdy gracz miał ich taką samą liczbę. Jeśli nie można rozdać po równo, to “nadprogramowe” karty odkładamy na bok.
Każdy gracz układa przed sobą swoje karty w zakrytym stosiku. I zaczynamy!
Cel gry: przygotowujemy wspólną sałatkę. Wygrywa ten, kto jako pierwszy pozbędzie się wszystkich kart.
Zasady: zgodnie z ruchem wskazówek zegara, poczynając od najmłodszego gracza, jak najszybciej dodajemy kolejne składniki-karty głośno je nazywając (pomidor, papryka, sałata, kalafior). Niby proste, ale jest kilka zasad, które powodują, że przestaje być bardzo prosto, za to robi się śmiesznie:
- warzywa nazywamy zgodnie z prawdą, ale
- żaden składnik nie może dodany dwa razy pod rząd, jeśli więc pierwszy gracz dołoży pomidora (i powie “pomidor), a kolejny gracz również ma kartę z pomidorem, to dokłada ją, ale musi podać nazwę innego warzywa, występującego na kartach (np. “kalafior”)
- nazwa żadnego składnika nie może zostać podana dwa razy pod rząd, jeśli więc trzeci gracz ma kartę kalafiora, to również musi zmienić nazwę swojego warzywa; w tym przykładzie nie może powiedzieć ani “kalafior” – bo ta nazwa przed chwilą padła, ani “pomidor” – bo taka karta leży na wierzchu (czyli zostaje mu papryka lub sałata)
- w talii znajdują się również karty warzyw tabu, tj. warzywa skażone karaluchami. Jeśli ktoś trafi na tę kartę, to krzyczy “karaluch”. W tym momencie przestajemy wykładać karty na daną kupkę i zaczynamy tworzyć nową, tj. pierwszy stosik zostaje na stole, z wyłożona kartą tabu na wierzchu. Przez cały czas wykładania kart na drugi stosik pamiętamy, że obowiązuje zakaz dodania skażonego warzywa, tj. wymawiania nazwy z karty tabu. Kiedy i na drugiej kupce pojawi się karta tabu, to wracamy do pierwszego stosiku i pamiętamy o zmianie nazwy wykluczonego warzywa.
- jeśli ktoś się pomyli i poda nazwę z karty warzywa tabu lub powtórzy dodane warzywo, bierze wszystkie karty z danego stosu.


Plusy:
- wprowadzanie ogólnego nastroju głupawki domowej
- wielkość (właściwie “małość”) gry
- stosunek jakości do ceny
- po chwili zastanowienia – grafika! (ale o tym za chwilę)
Minusy:
- słaba instrukcja gry; to przez tego typu opisy na kilka lat zarzuciłam granie uważając, że cierpię na ułomność uniemożliwiającą pojęcie podstawowych zasad gier dziecięcych
- w instrukcji raz po raz czytamy o tym, kiedy „gracz musi skłamać”, co według mnie sugeruje, że wygrywa ten, kto potrafi zachować pokerową twarz i wyprowadzić wszystkich w pole. Tymczasem zamierzenie jest takie, żeby nie powtórzyć podanej przed chwilą nazwy warzywa. Zgadzam się, że chodzi o podanie nieprawidłowej nazwy, ale to nie ma nic wspólnego z umiejętnością kłamania, tylko raczej ze spostrzegawczością.
Początkowo przeszkadzała mi grafika – ostra kreska, wyszczerzone karaluchy i to rozłażące się robactwo…. Ale już chwilę po pierwszej grze uznałam, że to jest ogromny plus. Bo ta gra właśnie taka jest: złośliwa, dynamiczna, robaczywa i nieco diaboliczna. No i – jak napisałam na początku – to właśnie przez pudełko „sałatka z karaluchami” trafiła do naszego domu, więc z punktu widzenia sprzedażowego grafika w 100% spełnia swoją rolę.
Według producenta przeznaczona jest dla dzieci od 6 roku życia, tymczasem nasza pięcioletnia DemOlka nie ma najmniejszego problemu z grą i choć czasem sama popełnia błędy, to też świetnie wychwytuje nasze pomyłki.
Na wakacje, do plecaka „Sałatka z karaluchami” pasuje jak znalazł. Tym bardziej, że zajmuje bardzo mało miejsca. Tak mieści się w pięcioletniej dłoni:
“Sałatka z karaluchami“ to nie jest ciężka rozgrywka intelektualna: nie ma tu miejsca na kombinowanie, układanie strategii czy planowanie kilu ruchów na przód. Ta gra to czysta rozgrywka. Liczy się spostrzegawczość i refleks. Jest idealna na 10-15 minut przerwy między innymi zajęciami i na poprawę humoru.
2 Replies to “„sałatka z karaluchami” czyli diaboliczna gra karciana”