Fala pierwszych mrozów za nami, ale według prognoz pogody już za kilka dni zacznie się prawdziwa, lodowata zima. Dlatego już dziś proponujemy kilka mroźnych zabaw, żebyście zdążyli się odpowiednio przygotować.
- ROZSADZANIE SŁOIKA – na początek coś oczywistego: (nalewamy wodę, zakręcamy, mrozimy, słoik – oczywiście – pęka). Niby jasna sprawa, ale u dzieci wzbudza prawdziwą ciekawość świata. Dlaczego tak się stało? Gdzie jest woda? I czy na pewno słoik nie był wadliwy? 😉
A - NADMUCHIWANIE BALONÓW NA MROZIE – (nadmuchujemy balon, chwilę trzymamy ściśnięty, zakręcony ustnik – nie trzeba go zawiązywać; „lepimy bałwany” z balonów) – zabawa, która zachwyciła pięciolatkę, ale i dziesięciolatka zaintrygowała. Im mroźniej, tym zabawa dłużej trwa.
A
- BŁOTEM NA LODZIE PISANE – mieszkamy niedaleko rzeki. Kiedy dotarliśmy tam przy -16st. C. i krążyliśmy przy samym brzegu, nagle lód się rozstąpił i prosto na nasze buty wyszło błotko idealne. Chwyciliśmy za patyki i zaczęliśmy pisać błotem po lodzie. Wciągnęli się duzi i mali i gdyby nie było tak piekielnie zimno, to powstałaby Panorama Racławicka. A tak – zostawiliśmy ślad po sobie i czmychnęliśmy do ciepłego domu. Okazuje się, że pisanie błotkiem po lodzie to niezła zabawa, a przy okazji ćwiczenie rąk. I nikt tego nie kojarzy z nudnymi szlaczkami.
A
- ZAMROŻONY KWIAT, czyli zabawa stara jak Świat. Albo nie jak Świat, tylko jak nasz prywatny, rodzinny Dziadek: bierzemy wiaderko, nalewamy wody, wkładamy do środka do góry nogami kwiat; czekamy aż zamarznie, wyjmujemy, stawiamy sobie na tarasie dla ozdoby. Tyle, ile będzie trzymał mróz, tyle za oknem będziemy widzieć kwiat w pełnym rozkwicie.
A - LODOWATE WYKOPALISKA – jak dzieci zasną, cichaczem zakradamy się do pokoju, wybieramy różne małe zabawki i wrzucamy do wiaderka pełnego wody, które następnie wynosimy na noc na dwór. Rano z miną odkrywcy przynosimy wiaderko, wyjmujemy zamrożoną bryłę pełną ukrytych skarbów i stawiamy przed dziećmi na tacy/misce. Pięciolatce początkowo podsunęłam kubeczki z zimna i ciepłą wodą, pipetę (płynne operowanie pipetą to naprawdę duże wyzwanie dla przedszkolaków) oraz solniczkę. Wspólnie testowałyśmy co się będzie działo i razem dochodziłyśmy do wniosków jak temperatura wody wpływa na topnienie lodu i co właściwie może zrobić sól. Przy okazji zmysł dotyku pracował na najwyższym poziomie – było zimno, ciepło, ślisko i mokro. Kiedy zobaczyłam pierwsze oznaki zniecierpliwienia u DemOlki wycofałam się, zostawiając Ją samą na polu bitwy. Po pierwszych nieśmiałych próbach skruszenia lodu tym, co przygotowałam, w ruch poszły dodatkowo wszystkie przybory kuchenne z najbliższej szuflady, tj. noże, otwieracz do konserw, do wina, śrubokręt, itd., itp. Momentami DemOlka traciła cierpliwość, wtedy robiła sobie przerwę i szła się bawić do swojego pokoju. Po odpoczynku wracała i ze zdwojoną siłą ruszała do ataku. Im mniejsze dziecko, tym „cieplejszy lód” proponujemy zaserwować. Świeżo przyniesiony z minus kilkunastu stopni był wyzwaniem nawet dla dziesięciolatka. Po dwóch godzinach DemOlka pazurami dostała się do ostatnich wykopalisk. To jest też bardzo fajna zabawa na upały, o ile tylko mamy odpowiednio dużą zamrażarkę w domu.
A
- Oczywiście, przy okazji śniegu i zimy warto pobawić się w tropienie śladów na śniegu. O ile dla kilkulatka samo znalezienie i nazwanie tego, co widzi, jest zabawą, o tyle zainteresowanie dziesięciolatka jest już trudniejsze. Zaczęliśmy od przeglądania tropów zwierząt w domu i wyszukiwania różnic budowy ciała różnych gatunków ptaków. Dość szybko na spacerze okazało się, że Tolek ma lepszą pamięć niż starsze pokolenie i zdecydowanie większą wiedzę ornitologiczną. W ten sposób doszliśmy do wniosku, że to, co miało być zajęciem dla dziesięciolatka, stało się wyzwaniem dla rodziców. Polecamy sprawdzenie swoich sił!
A
- KOLOROWE KULE LODOWE – (do balona nalewamy odrobinę barwnika, następnie zakładamy balon na kran, pod spód podstawiamy miskę, napełniamy balon zimną wodą, na końcu – mocno zaciskając wylot – zawiązujemy balon; wystawiamy balon na mróz i czekamy aż zamarznie; z zamarzniętego balona zrywamy balon i mamy kolorowe kule).
Do zabawy potrzebne jest minimum -5 st. C (inaczej strasznie długo trzeba czekać na efekty). Im zimniej, tym dla kul lepiej. Ponieważ cierpliwość nie jest naszą mocną stroną, to jeden z balonów zerwaliśmy zbyt szybko. Okazało się, że mamy zamarzniętą powierzchnię, a w środku wodę. Woda się wylała, lodowa otoczka została. I tak powstała prawdziwa lodowa jaskinia.
- Na końcu mroźnych zabaw nie mogło zabraknąć… lodów. I tu do pracy można zaprosić dzieci, ale ja wolałam zrobić zupełną niespodziankę: jak już ustaliliśmy kiedy zamarza woda, dlaczego potrafi ona wtedy stłuc słoik i co zrobić, żeby wróciła do postaci cieczy, to po prostu musieliśmy sprawdzić gdzie w domu czai się mróz… A tam czekała moja niespodzianka, tj. zmiksowane bardzo dojrzałe mango, zamrożone w formie lodów na patykach. Aż szkoda, że nie nagrałam okrzyków radości!
Miłej zabawy i smacznego!
Małgorzata Wojnar – mama Antka i Oli; główna pomysłodawczyni scenariuszy zajęć Szalonych Naukowców; autorka książeczki Przyroda w zagadkach Wydawnictwa Edgard.